piątek, 18 października 2013

Rozdział 6 - Granger

Jak obiecywałam, jest i rozdział!
Dedykuje go moim narkomankom, które podobno "lecą na to opowiadanie, jak dementor na szczęście"!  Dziękuje wam dziewczyny, bardzo motywujecie mnie tym do działania. ♥
Chciałam podziękować mojej Panience Zabini, za cudowne, inspirujace rozmowy, rady i spamy na instagramie. :*
Rozdział w całości napisany na telefonie podczas weekendu we Wrocławiu, więc przepraszam za błędy.
czytasz = komentujesz
~*~
Jak wiadomo, każdy człowiek ma inne cechy, to na ich podstawie przydzielanym jest się do jednego z czterech domów w Hogwarcie.
Członkowie jednego z nich, znani są w szczególności z odwagi i uczciwości. Ale nikt nie wspominał, że Gryfoni są spokojni. O nie, ten dom sławny jest zarówno przez ognisty temperament, jak i kłótnie między jego członkami.
Jedną z niepisanych zasad Hogwartu, jest 'nigdy nie kłóć się z Gryfonem.' Oczywiście Ślizgoni z radością łamali tę regułę, przy każdej okazji jaka się nadarzyła.

Wracając do tematu, najgorsze sprzeczki wśród Lwów od siedmiu lat trawły między tymi samymi czarodziejami, a mianowicie trójką najlepszych przyjaciół, rozpoznawanych chyba przez całe magiczne społeczeństwo.
Chłopcy zawsze obarczali winą o wywołane awantury swoją przyjaciółkę, ale ona po prostu martwiła się o ich edukacje.
Czy naprawdę, wielcy Harry Potter i Ronald Weasley nie potrafią tego zrozumieć?! 
Dziewczyna przechadzała się właśnie między wysokimi na parę metrów, rzędami regałów. Na każdym z nich znajdowały się bezcenne księgi i stare opasłe tomy, czekające tylko na młodego czarodzieja, który zdejmie je z półki w celu zapoznania się z ich treścią.
Biblioteka.
Hermiona lubiła spędzać tutaj swój wolny czas, nawet bardziej, niż w pokoju wspólnym. Zapach książek ją odprężał, a jednocześnie działał na nią jak magnes. Czytanie i zdobywanie wiedzy było chyba jej pasją, szkoda tylko, że nie miała z kim jej dzielić!
Prefekt naczelna przewróciła oczami, na wspomnienie kłótni z przyjaciółmi. Na Merlina!  Jest już przecież tyle materiału do przerobienia. Minęło półtora tygodnia, a oni wszyscy zdają w tym roku OWTE'my!
Ta myśl przypomniała jej, co robi w swoim ulubionym zakątku zamku. Skierowała się w głąb biblioteki, szukając działów z księgami do nauki zaklęć, transmutacji i numerologii. Musiała też powtórzyć historię magii, bo przysnęła na ostatnim wykładzie Binns'a. W oka mgnieniu zdjęła z półek woluminy o szukanych przez nią tytułach. Miała ich już pokaźny stosik, ale musiała znaleźć jeszcze jedną książkę, Studium Zielarstwa dla Zaawansowanych.
Automatycznie skręciła w wąską alejkę, idąc do wschodniej części biblioteki, gdzie zapewne stał interesujący ją tom.
Nad głową Hermiony spotkały się dwie, z pozoru identyczne księgi, wykonały filołka w powietrzu, po czym zamieniły się miejscami na półkach po przeciwnych stronach alejki. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, w tej szkole nawet książki lubiły płatać uczniom figle, ciągle zamieniając się miescami i wywołując wten sposób dezorientację u młodych czarodzieji.

Draco pchnął ciężkie drewniane drzwi. Dziwne, że wcześniej nie wpadł na to, by szukać Granger w bibliotece. Dobrze wiedział, że to ulubione miejsce gryfonki w całym zamku. On też lubił książki, ale bez przesady, potrzebował przecież w życiu jeszcze trochę rozrywki.
Gdy przekroczył próg, nawiązał kontakt wzrokowy z kobietą w starszym wieku. Była średniego wzrostu, jej siwe włosy związane były w staranny kok, a blade, wąskie usta układały się w nieprzychylnym grymasie. Pani Prince, szkolna bibliotekarka patrzyła się na niego tak, jakby nosił na czole plakietkę "Złodziej i niszczyciel cennych skarbów szkolnej biblioteki". A przecież On jej nic nie zrobił! No dobra, kiedyś wywrócił specjalnie jej wózek z książkami, ale to było w pierwszej klasie, na Merlina!
Widać szkolne bibliotekarki nigdy nie zapominają.
Minął biurko, za którym siedziała ta stara jędza i zniknął za regałami. Westchnął z ulgą, kiedy przestał czuć na sobie jej złowróżebne spojrzenie.
Dopiero teraz zrozumiał, że znalezienie Hermiony w tym labiryncie nie będzie należało do łatwych zadań. Biblioteka była naprawdę ogromna.
Regały miały wysokość 5 metrów i długość 15. W bibliotece mieściło się ich przynajmniej 40. Poza tymi rzędami półek, mieszczącymi różnorakie dzieła, w centrum biblioteki znajdowała się przestrzeń do czytania i odrabiania lekcji, zastawiona drewnianymi stolikami z małymi, żółtymi lampkami. Chłopak zaczął zdejmować losowe książki z półek, sprawdzając czy Hermiony nie ma po drugiej stronie. Przeszukał tak już prawie połowę alejek, kiedy sylwetka jakiejś dziewczyny przemknęła kilka metrów dalej. Szybko poszedł w tamtą stronę, ale nie była to Granger, tylko jakaś Puchonka z 6 roku. Westchnął zrezygnowany, jak tak dalej pójdzie, to zabierze Potterowi Mapę Huncwotów. Jego ostatnią deską ratunku była czytelnia, więc poszedł w tamtą stronę z wzrokiem wbitym w ziemię.

Hermiona była bardzo zadowolona, znalazła Studium Zielarstwa szybciej, niż się tego spodziewała. Na dodatek, podręcznik okazał się mieć naprawdę małe rozmiary, co bardzo ją ucieszyło, gdyż miała już i tak dość liczny księgozbiór do udźwignięcia.
Skierowała się więc w stronę czytelni.
Książki załaniały jej pole widzenia, dlatego szła na oślep. W takich sytuacjach przydaje się właśnie pamięć fotograficzna.
Była już dwa regały od upragnionych stolików, kiedy jej drobne ciało odbiło się od czegoś, a raczej kogoś. Książki wypadły jej z rąk i narobiły sporego hałasu uderzając o drewnianą podłogę. Ona sama pewnie poszła by za ich przykładem, ale w ostatniej chwili została złapana przez osobę, z którą się zderzyła. Kiedy byli tak blisko siebie, poczuła przyjemną woń męskich perfum, które na sto procent należały do Malfoya. Czuła się skołowana, czemu rozlała się po niej fala ciepła, kiedy zorientowała się, że to jego perfumy?  Na Merlina, na dodatek teraz się rumieni!
- Uważaj jak cho... Granger? Matko, przepraszam, nie zauważyłem cię. - odezwał się chłopak.
- I vice versa. - odpowiedziała cicho i szybko kucnęła, żeby pozbierać książki a Draco zrobił to samo.
- Daj, pomogę ci. - odezwał się, biorąc od niej książki i samemu podnosząc resztę.
Hermiona nie rozumiała zupełnie, skąd ta zmiana w jego zachowaniu. Draco Malfoy pomagający szlamie?  Coś tu się nie zgadza.
-Nie trzeba, sama sobie poradzę. - odpowiedziała, chcąc zabrać od niego książki, ale Malfoy jej to uniemożliwił.
- Nie ma mowy. Nie pozwolę, żebyś dźwigała takie ciężary. Te książki ważą z tonę!
- Kiedy zacząłeś się o mnie martwić, co Malfoy? - zapytała ironicznie, krzyżując ręce na piersiach.
Draco wywinął się od odpowiedzi, wręczając jej najmniejszą, a tym samym najlżejszą książkę, czyli Studium Zielarstwa dla Zaawansowanych. Wiedział, że tym jeszcze bardziej ją wkurzy, ale niezbyt się tym przejął.
-Proszę bardzo, ponieś sobie, jak tak bardzo chcesz. - powiedział uśmiechając się złośliwie, po czym wszedł do czytelni z książkami na rękach.
Nie pozostawało jej nic innego, niż pójście za nim.
"Nie, jednak dalej ma w sobie coś ze starego Malfoya'' stwierdziła Hermiona.
Draco zatrzymał się przy jednym ze stolików na uboczu, wiedział, że to jej ulubiony, od pierwszej klasy to przy nim zawsze odrabiała lekcje.
-Może być tutaj? - spytał dla zachowania pozorów.
Dziewczyna w ramach odpowiedzi usiadła na jednym z krzeseł i chwyciła książkę do nauki zaklęć.
- Tak, dziękuje. - powiedziała, ale wydawało mu się, że Hermiona zwraca się do podręcznika, zamiast niego. Chyba myślała, że Smok da jej święty spokój, bo była już w swoim odrębnym świecie książek, nauki i zapisanych pergaminów.
Nic bardziej mylnego.
Chłopak uśmiechnął się obserwując ją, Hermiona Granger była naprawdę niezwykła w każdym calu. Usiadł na krześle po przeciwnej stronie stolika i spokojnie jej się przyglądał, podpierając głowę dłonią. Siedzieli tak, jak gdyby nigdy się nie wyzywali, nie rzucali na siebie klątw i nie stali przez długi czas po przeciwnych stronach w wojnie. Niestety, wszystko to miało miejsce, ale to była przeszłość, nie teraźniejszość. Kto wie? Może ich przyszłość będzie wyglądać zupełnie inaczej?
Z tych rozmyślań wyrwał go głuchy dźwięk. Hermiona ni stąd, ni z owąd zatrzasnęła książkę, w którą tak uparcie wpatrywała się od kilku minut i zwróciła swoje czekoladowe tęczówki prosto na niego.
Draco natomiast udawał, że bardzo interesuje go, co napisane jest na tylnej stronie jednego z opasłych tomów, które przyniósł tu dla Hermiony.
- Jeszcze tu jesteś? - zapytała z niechęcią dziewczyna.
-Jak widać tak.
-Ludzie się na ciebie gapią, Malfoy.
-Nie przyzwyczaiłaś się jeszcze? A tak wogóle, to nie patrzą się na mnie, tylko na nas. - Odpowiedział jej blondyn z wyzywającym półuśmiechem.
Hermiona wzdrygnęła się na ostatnie słowo, to było nie do pomyślenia, by ludzie myśleli o nich jako całość. Ona i Malfoy to dwa zupełnie osobne światy!  Czy nie tak było, jest i powinno być?
-Czyżby Pan pępek świata przyznał wkońcu, że nie tylko on jest godny uwagi? - dogryzła mu. Może i nic jej od szóstej klasy nie zrobił, ale to nie zwalniało go, z bycia ślizgonem.
-Czyżby Pani wiem to wszystko, nie znała odpowiedzi? - spytał tym samym tomem, a jego twarz na chwile przypominała tego cynicznego, starego Dracona. Tego którym on nie chciał dłużej być, a którego ona nie chciała znać. Jednak szybko się ocknął i ją przeprosił. Dziewczynę zamurowało, On ją przeprosił?  ON? No dobrze, może zbyt szybko go zaszufladkowała.
-Malfoy, co ty właściwie tutaj robisz? - Spytała po około kwadransie ciszy. Do tej pory, poza paroma wymianami zdań nie rozmawiali ze sobą. Ona uczyła się,a Draco przeglądał jedną z książek.
-Dotrzymuję ci towarzystwa. -powiedział uśmiechając się do niej.
-A mogę wiedzieć dlaczego? Nie jestem małym dzieckiem, nie trzeba się mną opiekować.
-To gdzie zgubiłaś swoich ochroniarzy? Nie widzę tu Harrego ani Łasica. - odpowiedział blondyn.
- ani RONA. - poprawila go automatycznie.
-niech ci będzie, Rona. - powtórzył po niej, przewracając oczami. - No to jak pozbyłaś się swoich nianiek?
-Nijak. - powiedziała. Może i ostatnio chłopcy byli trochę nadopiekuńczy względem jej i Ginny, ale nie myślała, że to tak bardzo rzuca się w oczy. Na dodatek znowu przypomniała sobie dzisiejszą kłótnię. - Sami nie chcieli mi towarzyszyć w nauce. Mogliby być bardziej odpowiedzialni a nie odrazu robić awanturę o parę godzin w bibliotece.
Draco parsknął śmiechem.
-Czy ci idioci naprawdę nadwyrężyli waszą 'wieczną' przyjaźń, bo byli zbyt leniwi żeby poświęcić dla ciebie parę godzin w bibliotece? Ach, ci Gryfoni. - podsumował swoja wypowiedź chłopak.
Hermiona uniosła brwi w geście zdumienia. Czy on właśnie stanął po jej stronie? Spodziewała się, że już prędzej będzie bronił Harrego. Nie było już tajemnica, że chłopcy się pogodzili. Jak miało nią zostać, skoro rozmawiali jak przyjaciele na korytarzach?
- Czy ty mnie bronisz? - spytała, co wywołało u niego uśmiech.
-Skoro masz rację, to jestem do tego zmuszony. - odpowiedział.
-Łaaaał, sprawiedliwy ślizgon? Cóż za ewenement. - ona też oparła podbródek na dłoni, co sprawiło, że ich twarze dzieliło mniej niż 40 centymetrów.
Draconowi zrobiło się niewiarygodnie ciepło.
- Ej, my wcale nie jesteśmy tacy źli, jak o nas opowiadają. Nie rozumiem tylko jednego. Mogłaś poprawić sobie humor po kłótni na dziesiątki sposobów, a nie iść do biblioteki. -  oczywiście znał odpowiedź. Chciał mimo to rozmawiać z nią na takie lekkie tematy, sprawiało mu to nieopisanął przyjemność.
-Ale to właśnie mój ulubiony sposób! Czytanie jest niesamowite! Możesz spędzać przyjemnie czas i jeszcze czegoś nowego się przy okazji nauczyć. Kiedyś wszyscy doceniali to, jaką wartość ma wiedza... - i tak właśnie Hermiona zaczęła opowiadać mu o tym, ile radości może przynieść nauka. Draco nie słuchał jej monologu.
Lampki, stojące na stolikach w bibliotece oświetlały jej twarz i niesworne włosy ciepłymi barwami. Podziwiał każdą zmianę mimiki jej twarzy. Hermiona zupełnie zatraciła się w opowiadaniu o jakichś cennych woluminach, które znaleziono na wykopaliskach w Egipcie. Na jej twarzy goscił ciepły uśmiech, tak odmienny od tych cynicznych, z którymi miał całe życie doczynienia. Zachwycał się refleksami które powstały kiedy automatycznie założyła za ucho niesforny pukiel kasztanowych włosów.
Ona była taka mądra, dobra, rozsądna, zabawna, trochę uparta i piękna. Była dla niego ideałem. Szkoda, że za późno doceniamy osoby, które spotykamy ma swojej drodze. Los nie lubi grać nami w otwarte karty, musimy się z tym pogodzić i żyć dalej.
-Draco? Malfoy ocknij się! - jej głos sprawił, że chłopak wrócił do rzeczywistości. Żadne z nich, nie zauważyło nawet, że Hermiona zwróciła się do niego po imieniu.
-Przecież słucham, spokojnie. A może aż tak ci na tym zależy, co Granger? - spytał zalotnym głosem.
-Chyba śnisz! W takim razie o czym mówiłam? - spytała.
- O jakichś nudach, jak zwykle. - zażartował z uśmiechem.
- Ej, wypraszam sobie!- Odpowiedziała Hermiona udając oburzoną. Mimo to oboje zaczęli się śmiać.
-Czyli mam rozumieć, że rozmowy ze mną są nudne i już więcej nie poświęcisz mi swojego jakże cennego czasu, panie arystokrato?
-Ależ skąd, zrozumiałem dzisiaj sporo rzeczy. - powiedział poważnym tonem.
-Naprzykład?
"-Naprzykład, dlaczego się w tobie zakochałem.'' -powiedział  myślach, ale zabrało mu odwagi dp wypowiedzienia tego na głos.
-Już rozumiem, dlaczego Longbottom jest orłem z zielarstwa. W tej książeczce mieści się akurat tyle, żeby jego mózg mógł to pomieścić. - zażartował wskazując książkę, której autor musiał szczędzić słowa.
-Jesteś okropny! - stwierdziła brązowowłosa, na dowód uderzając go w ramię wcześniej wspomnianym podręcznikiem.
- Widzisz? Nie bolało! Założę się, że ta książka nie ma nawet 300 stron! - powiedział, a Hermiona nie mogła się nie roześmiać.
-Zgoda, o kremowe piwo. - powiedziała, otwierając spis treści.
-Serio? 307 stron? Merlin ma dzisiaj dobry humor. - Powiedział, kiedy oboje pochylili się nad Studium Zielarstwa. Oczwiście jego humor też był niczego sobie, przynajmniej, od momentu, gdy wpadł na dziewczynę z książkami.
-Ha, wygrałam! - zawołała Hermiona.
Jednak ten wybuch radości, kosztował ich wygnaniem z biblioteki, przez Panią Prince. Nerwy bibliotekarki i tak były już zszargane, po tym, jak zobaczyła swoją ulubioną uczennicę Hogwartu w toważystwie tego "Podłego gada" jak to miała w zwyczaju nazywać Malfoya.
Kiedy blada na twarzy kobieta, zatrzasnęła za nimi drzwi, roześmiali się oboje.
-Ta stara jędza już nas tam raczej dzisiaj nie wpóści. - stwierdził Draco, wkładając ręce w kieszeń swojej szarej bluzy. Ciekawe czy wie, jak niesamowicie ten kolor podkreślał srebrną barwę jego tęczówek. - przeszło przez myśl Hermionie.
-I tak jest już późno, a jutro piątek, czyli lekcje od pierwszej godziny. - zauważyła Prefekt Naczelna.
- Skoro jutro piątek, to raczej nie pogodzisz się z Harrym i Weasleyem do sobotniego wypadu do Hogsmead? - spytał.
-Nie wydaje mi się... a czemu pytasz? -spytała podejrzliwie.
-No bo mógłbym znowu być twoją niańką. Poza tym jestem ci winny kremowe piwo. -zauważył Dracon. Bardzo chciał żeby się zgodziła, miałby prestekst, by znowu spędzić z nią trochę czasu.
Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jednej strony, dobrze się dzisiaj bawiła, głupio byłp iść do Hogsmeade samej, ale z drugiej strony Draco dalej pozostawał Malfoyem. Nie była pewna czy może mu ufać.
-Goń się Malfoy. - powiedziała z iście ślizgońskim uśmiechem, po czym wesołym krokiem odeszła w stronę wieży Gryffindoru.
Tego Dracon się na pewno nie spodziewał.
Wszyscy zmienili się po wojnie, Hermiony Granger, jak się okazuje też to dotyczy.
~*~
W całym zamku od paru minut panowała cisza i spokój, korytarze były puste i spotkać można było na nich tylko przemieszczające się bezszelestnie duchy. Jednak ten idealny dla kuratorium oświaty obrazek zmącił pewien blondyn.

Malfoy szedł szybko korytarzem do sali od transmutacji. Że też musiał dzisiaj zaspać! Gdy był już przy drzwiach, poluzował krawat, po czym zapukał i wszedł do sali. Otworzył już usta, w celu wytłumaczenia się, ale zanim wydał z siebie jakikolwiek dzwięk, usłyszał słowa czarownicy w szmaragdowo zielonej szacie.
- Siadaj Malfoy i nie odzywaj się ani słowem! - widać było, że Mcgonnagall jest dzisiaj wściekła, niczym Snape, kiedy ma dobry dzień.
Draco wolał nie igrać ze smiercią, więc szybko usiadł na swoim miejscu, obok Zabiniego.
- Stary, co ją ugryzło? - spytał szeptem przyjaciela.
-A licho ją wie! Od poczatku lekcji nosi ją po klasie, jakby na nią sowa narobiła, czy coś w tym stylu.
-Jestem ciekawy, co ja tak wyprowadziło z równowagi, musimy kiedyś tego spróbować.- rozważył się Malfoy, podczas gdy Minerva w zawrotnym tempie kreśliła jakiś skomplikowany temat na tablicy.
-Smoku, ona wlepiła już kilka szlabanów, w tym jeden twojej ukochanej. -zażrtowował sobie Zabini, za co został dźgnięty przez Malfoya między żebra.
-Zamkniejsz się?! - syknął zirytowany, Hermiona siedziała na skos od nich i wolał, żeby nie usłyszała tej wymiany zdań.
Przechodząca obok wicedyrektorka, posłała mu mordercze spojrzenie, które w wolnym tłumaczeniu, znaczyło tyle co "Jeszcze jeden taki wyskok, a będziesz tłumaczył się przed matką, dlaczego wywalili cię ze szkoły".
-Za co dostała szlaban? -spytał skonsternowamy, kiedy McSztywna szukała czegoś w papierach na swoim biurku.
-Naszą kochaną panią profesor irytowało, jej ciagłe zgłaszanie się do odpowiedzi.
-Co za ironia losu.
Oboje zachichotali.
-Najlepsze jest to, że termin szlabanu jest w sobotę o 12, czyli Miona raczej nie pójdzie do Hogsmeade. - zacmokał Zabini, kręcąc głową.
Kiedy wczoraj wieczorem, Draco opowiedział im, jak przebiegła rozmowa z Granger, miał nadzieję, że mimo wszystko jego przykajaciel spędzi z nią miło czas. Może nawet coś więcej?
Ale nie, skąd! Ten babsztyl musiał wstać dzisiaj wstać lewą nogą i zrujnować ich misterny plan!
Draco widział jednak całą tę sytuację w jasnych barwach. Szlaban dawał mu olazję do...
BACH!
Nauczycielka trasmutacji przerawała swoją żywą gestykulację kiedy książka z hukiem spadła z jedej z ławek.
Oczywiście należała ona do Dracona Malfoya. Przypadek? Nie sądzę!
-Przepraszam bardzo Pani profesor! Musiałem strącić ją łokcie...
-Dosyć tego Panie Malfoy! Pańskie zachowanie nikogo nie śmieszy. Stawisz się u mnie w sobotę o 12 na odbycie szlabanu z innymi uczniami! - McGonnagal wyglądała, jakby miała zaraz spłonąć.
-Tak jest Pani Profesor. - odpowiedział Smok, z udawaną pokorą.
Kiedy nauczycielka wróciła do prowadzenia lekcji, Draco rzucił kulką z papieru w siedzącą niedaleko Hermionę.
-Granger! -szepnął.
Kiedy się odwróciła, bez problemu odczytała z ruchu jego ust wiadomość.
"Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, Granger."
Dziewczyna wywróciła tylko oczami, a Blaise spojrzał na przyjaciela z uznaniem.

~*~
Rozdział na weekend obiecałam, z przysięgi się wywiązałam. :D
Mam nadzieję, że się wam podobało, wy maniacy Dramione!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Jas ♦

środa, 9 października 2013

Zaproszenie!

Hej, hej wszystkim! Odrazu uprzedzam, że to nie jest nowy rozdział. XD
Gorąco zapraszam wszystkich potterheadów na nowo otwarty blog z opowiadaniem mojej przyjaciółki!
Narazie ukazał się tylko prolog, ale Popielatte ma ogromny talent, więc naprawdę warto.
Łapcie link : http://siostry-black.blogspot.com
Mam nadzieję, że pozostawicie jej wieeeeele komentarzy ze swoją opinią. ;)

Taka dodatkowa wiadomość, przyszły rozdział już wkrótce! :*

Kocham was bardzo,
Jas xoxo

piątek, 4 października 2013

Rozdział 5 - Malfoy

Witam was kochani!
Tak wiem, nie dodawałam cały miesiąc, przepraszam, mam nadzieję że nie zniechęciło to was i dalej trwacie z tą historią! <3
Chciałam zadedykować ten rozdział w szczególności dwóm osobom:
Edge, niesamowicie utalentowanej pisarce, która powinna być wzorem do naśladowania dla każdej bloggerki. Kochająca dramione ;*
A także mojej ukochanej Popielatte <3 - za twoją przyjaźń i wsparcie kochana!
Życzę miłej lektury i zapraszam WSZYSTKICH do KOMENTOWANIA! <3
Jasmine
~*~
Draco Malfoy był ostatnio w złym nastroju. Oczywiście, pod warunkiem, że można tak nazwać:
wisielczy humor, napady agresji, stany depresyjne, zalewanie się co wieczór w trupa i wrzeszczenie na kogo popadnie. Wszyscy spędzający czas w Pokoju Wspólnym doświadczyli tego na własnej skórze i z cierpliwością znosili zachowanie Księcia Slytherinu.
Jednak ostatnio, owy stan osiągnął apogeum. Draco zamknął się w swoim dormitorium po nawrzeszczeniu na wypłakującą się obecnie w ramię siostry Astorię. Jak on to ujął?

*Retrospekcja*
-Greengrass, ty ciemna maso! Daj mi wreszcie święty spokój. Nie rozumiesz, że mam gdzieś twoje bezowocne próby podrywu? Nie podobasz mi się i nigdy nie będziesz więc lepiej idź kleić się do jakiegoś faceta, który poleci na twoją głupotę! - Draco był wściekły, niczym rozjuszony byk.
- Ale Dracusiu... - Ast zaszkliły się oczy.
 3
Westchnienie.
2
Trzask drzwi do dormitoriów siódmoklasistów.
1
Słyszany nawet w odległych zakamarkach lochów, dramatyczny szloch Astorii.
*Koniec retrospekcji*

Matt na widok tej sceny pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Ktoś musi szybko ogarnąć Smoka, z tego co wiedział, lista osób o tak nieprzeciętnych zdolnościach była bardzo krótka.
Zdecydowanie zbyt krótka.
Na jego szczęście, jedna z tej dwójki właśnie pojawiła się w wejściu do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Patrzył, jak próbuje zorientować się w sytuacji, schodząc z wrodzoną gracją po marmurowych schodach. Świetnie udawała, że wszystko jest w porządku. Mogła oszukać każdego, ale nie jego.
Mat od dziecka umiał odczytać z zachowania ludzi ich samopoczucie, nawet jeśli próbowali je zamaskować. Dlatego właśnie był pewny, że Jasmine nie ma lekko.
Matt dużo się nie pomylił, Jas rzeczywiście miała poważny problem.
Przynajmniej ja dla niej.
Minęło półtora tygodnia, od kiedy pierwszy raz przekroczyła mury Hogwartu jako jego uczennica, a co za tym idzie poznała Jasona. Obejmował ją gdy szedł obok korytarzem, trzymał za rękę pod ławką w trakcie lekcji, siadał zawsze obok niej w Wielkiej Sali. A ona, głupia, pozwalała mu na wszystko, jakby była drewnianą kłodą.
Miała mieszane uczucia, jednocześnie coś ją do niego ciągnęło i odpychało.
Jason był spełnieniem marzeń chyba każdej dziewczyny w zamku. Wygadany, z poczuciem humoru, inteligentny, utalentowany, dobry w czarowaniu, bogaty (jego ojciec mugol był szefem dużej korporacji) i bardzo przystojny a na dodatek pewny siebie i arogancki.
"Spełnienie marzeń? Chyba dla pustych laluni!" - Stwierdziła brunetka słysząc swoje myśli.
Oczywiście nie zastanawiała się nad plusami i minusami chłopaka bez powodu, Jason zadał jej dzisiaj, gdy przechadzali się po błoniach, dość osobliwe pytanie.
Chwilę później usłyszała przy swoim uchu głos, który wyrwał ją z zadumy i sprawił, że jej policzki stały się niemiłosiernie gorące. Nie zastanawiała się wcale, nad jego wpływem.
 - Właśnie przegapiłaś mistrzowską operetkę, w wykonaniu naszej tlenionej gwiazdy. - Powiedział Matthew, uśmiechając się do niej radośnie.
Radośnie?
Tak, nic nie poradzi na to,że w tym roku w dziwny sposób, świat stał się dla niego piękniejszy.
Nie, to nie przez zniknięcie Czarnego Pana.
-Nawet mnie już zaczyna wkurzać ta cała szopka.- stwierdziła nerwowo. - Gdzie jest mój kuzyn, skończony idiota?
Matt właśnie miał jej odpowiedzieć, ale w tym momencie można było usłyszeć dźwięk, charakterystyczny dla tłuczonego szkła a zaraz potem głos pewnego niesamowicie przystojnego blondyna "Ja pierdole! Co się dzieje z moim życiem?!" dobiegający ze schodów prowadzących do męskich dormitoriów.
Oboje, dokładnie w tej samej chwili przewrócili oczami.
-Kłopoty z księżniczkami? - spytał kpiąco.
-Coś w tym stylu. Matt? - odpowiedziała, będąc już na schodach Jasmine.- Ściągnąłbyś mi tu Blaise'a? Powiedz, że jest problem w kwestii "Smok Lwica" i potrzebuje jego pomocy.
-Jasne, cokolwiek to znaczy. - odpowiedział brunet - Tylko co ja będę z tego miał?
-No proooszę, Matthew! - odpowiedziała robiąc niewinną minę, nie mógł powiedzieć nie.
Taka właśnie była ta dziewczyna, raz delikatna i krucha jak z porcelany, po chwili sarkastyczna lub z genialnym poczuciem humoru. Najpierw pełna entuzjazmu i szczęśliwa, a już po chwili zamyślona lub jak po spotkaniu z dementorem. Niektóre zdażenia z naszej przeszłości zmieniają nas na zawsze, ale czasem  z niespodziewanym skutkiem.
-Niech ci będzie maluchu.-odpowiedział z uśmiechem na swojej przystojnej twarzyczce 16-letniego arystokraty.
-Ja ci dam maluchu! - odpowiedziała, ze wszystkich sił starając się nie roześmiać, jednocześnie przyjmując poważny ton.
Cóż, nie udało jej się to, bo wychodząc z Pokoju Wspólnego chłopak usłyszał jej wesoły śmiech.

Dormitoria siódmych klas, jak można się było tego spodziewać - znajdowały się na ostatniej kondygnacji ślizgońskiego lokum.
-W Beauxbatons mieliśmy przynajmniej windy.- mruczała pod nosem Jasmine, przyzwyczajona do francuskich standardów.
Gdy znalazła się przed szukanymi drzwiami, zauważyła, że są uchylone i tworzy się pod nimi mała kałuża o złocistej barwie, podejrzanie przypominająca Ognistą Whisky. Popchnęła je lekko czubkiem skórzanego buta, wywołując melancholijne skrzypienie miedzianych zawiasów.
W środku znajdowały się trzy potężne łóżka, wykonane z mahoniowego drewna. Dwa z nich, stojące po bokach pokoju zasłaniały szmaragdowo zielone kotary. Znajdujące się w centrum dormitorium łóżko, przedstawiało bardziej chaotyczny obraz.
Kotary były nierówno rozsunięte, zielona narzuta, przedstawiająca dwa syczące węże, zwisała na krawężniku przygnieciona materacem. Śnieżnobiała pościel była pomięta tak, że tylko czarami można by ją wyprasować a z jednej z poduszek wysypywało się jasne pierze.
W centrum tego obrazka, znajdował się pewien 18-latek, znany jako Draco Malfoy. Leżał na brzuchu oddychając ciężko.
Draco Malfoy, chłopak z którego nieraz zakpił sobie los, tym którzy go nie znali wydawało się, że ma wszystko czego pragnie. Dla najbliższych mu ludzi, takich jak Jasmine przedstawiał natomiast obraz człowieka nieszczęśliwego i nierozumiejącego sensu swojej egzystencji.
Było jej go szkoda, ale te uczucia nie przeszkadzały w tym, co chciała teraz zrobić.
Na palcach zaczęła skradać się w stronę dużego, drewnianego łóżka przez pokój. Ominęła stłuczone szkło, zapewne pozostałość po butelce z alkoholem i była już u celu, gotowa by zaatako...
-Nawet nie próbuj. - lodowaty głos blondyna sprawił, że skamieniała.
 Miała ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło gdyż zapomniała o tym, że podobnie jak ona, Malfoy ma doskonały słuch i nikt, nie zbliży się do niego niezauważony.
Mimo wszystko zignorowała słowa kuzyna i chwilę później w całym dormitorium unosiło się pierze z rozdartej poduszki, którą chłopak, raz po raz, obrywał od siedzącej na nim okrakiem młodszej arystokratki.
-Aaa! (pac) Ty (pac) wredna (pac) żmijo (pac) przestań!- krzyczał między uderzeniami poduszki.
-NIE! (pac) – odpowiedziała śmiejąca się napastniczka.
Jednak chwilę później, blondyn przystąpił do kontrataku, a szala zwycięstwa w tym mrożącym krew w żyłach pojedynku, przechyliła się na jego stronę.
Wykorzystał słaby punkt Lestrange, łaskotki. Teraz to ona leżała na plecach, przygnieciona ciężarem kuzyna, bezradnie machając rękoma, podczas gdy Draco łaskotał ją między żebrami. Walka zapewne nie prędko by się skończyła, gdyby do dormitorium nie wpadł pewien czarnoskóry ślizgon.
-Och, skończcie już z tym! Kazirodztwo wyszło z mody 3 tysiące lat temu. – zażartował Blaise Zabini, przykładając zewnętrzną część dłoni do skroni. Opierał się o framugę drzwi z typowym dla niego prowokującym uśmieszkiem.
Dopiero po chwili zauważyli, że Diabełek trzyma w ręce srebrną tacę nakrytą pasującą do kompletu pokrywą.
-A ty tu czego? – spytał Smok, podnosząc prawą brew do góry.
-Przychodzę w tej samej sprawie co Jas, postawić ci ultimatum. – odpowiedział tajemniczo.
Dziewczyna uśmiechnęła się na te słowa, z Zabinim nic nie było nudne. Za to właśnie kochali go wszyscy ślizgoni. Wstała z łóżka i poprawiła swoją czarną spódniczkę, po czym dołączyła do Blaise’a przy drzwiach.
Stali ramię w ramię, uśmiechając się łajdacko i patrząc na blondyna, który wiedział już, że czeka go pierwsze w życiu kazanie w sprawach sercowych.
-Jakie ultimatum? – zapytał, mierzwiąc swoje miękkie blond włosy.
-Albo dobrowolnie: będziesz szczęśliwy, zdobędziesz Hermionę Granger, rozkochasz ją w sobie i będziecie mieć kiedyś gromadkę równie wkurzających tlenionych dzieciaków. –zaczął Blaise, obracając tacę w dłoni.
-Albo Zabini skopie ci dupę i zostaniesz zmuszony do wcześniejszych warunków, - dokończyła Jasmine, krzyżując ręczna piersiach.
-Może jakaś trzecia opcja? Na przykład natychmiastowa Avada? – spytał ironicznie zirytowany arystokrata.
-Nie ma mowy, nie wymigasz się Malfoy! – zagroziła Jas – Po pierwsze, wszyscy ślizgoni zaczynają mieć cię dość, niszczysz swój, a tym samym i nasz autorytet! – powiedziała wskazując siebie i Zabini’ego, a czarnoskóry przytaknął. – Po drugie, zależy nam na twoim szczęściu, przestań zadręczać samego siebie! Zakochałeś się, a to nie jest żadna zbrodnia, wręcz przeciwnie. Nawet jeśli tą osobą jest mózg złotego trio! – dodała.
-Przesadzasz, to kiedyś minie. Poza tym, wcale do siebie nie pasujemy. – upierał się stalowooki.
-Chyba sobie z nas kpisz D. lecisz na Granger, jak dementor na szczęście! Taka miłość nigdy nie mija, jak się nie postarasz, to będziesz pluł sobie w brodę do końca życia. Poza tym, wy do siebie nie pasujecie? Tworzycie chyba najbardziej wybuchową mieszankę jaką znam. Lód i ogień, ciepło i zimno, biały i czarny, dzień i noc czy morze i ląd! Jesteście jak bajkowy smok i księżniczka, nie rozumiesz? Tworzycie idealną całość! – upierał się Zabini.
-To porównanie ze smokiem było nawet całkiem dobre. – stwierdził bez większego przekonania blondyn, patrząc w sufit, a 16-latka przewróciła oczami.
- Na Salazara, Draco! Jak dużej motywacji ty jeszcze potrzebujesz? Nie spodziewałam się, że jesteś aż takim tchórzem! – krzyknęła zdenerwowana.
-Spokojnie Jasmine, Smok po prostu musi w końcu pożreć swoją Herm… to znaczy księżniczkę. Mam tu coś idealnego na tę okazję! – powiedział, wskazując srebrną tacę z półkolistą pokrywą.
W tej samej chwili dziewczyna zmusiła Malfoy’a do wstania z pozycji siedzącej i wypchnęła go na środek pokoju.
Blaise natomiast, biegał w kółko wokół niego, nucąc jakąś pokręconą melodię i sprawiając wrażenie obłąkanego.
Po prawie minucie, czyli dokładnie wtedy, gdy Malfoy’owi zaczęło robić się niedobrze od wodzenia za nim wzrokiem, czarnoskóry zatrzymał się gwałtownie i podstawił srebrną tacę arystokracie pod sam nos. Ten natomiast ocenił ją krytycznym spojrzeniem.
-Panie i panowie! Przedstawiam wam najlepsze, gastronomiczne dzieło sztuki tego stulecia! Portret, idealnie ukazujący piękno modelki, której wizerunkiem kierował się artysta! Lestrange, czyń honory. – Blaise wygłosił krótką przemowę a nieźle rozbawiona sytuacją Jasmine uniosła pokrywę, odsłaniając owo tajemnicze dzieło sztuki.
Cokolwiek wyobrażaliście sobie wy, czytający to opowiadanie, jak i nasz sławny Draco Malfoy, byliście zapewne w błędzie. Oczom całej trójki ukazała się najdziwniejsza karykatura w dziejach. Hermiona Granger, bo to ją przedstawiało dzieło Sir Diabełka, była
Kanapką.
Nie ma co zagłębiać się w szczegóły tego modernistycznego portretu, warto wspomnieć, że Zabini użył smażonego bekonu jako włosy, pieczonej grzanki w roli twarzy i pokrojonej na cienkie plasterki papryczki chilli jako usta gryfonki. Tło wbrew pozorom, było soczyście zielone, miało zapewne nawiązywać do przyszłości postaci.
Jedno było pewne, Zabini dostałby za swoje dzieło ocenę Wybitną u profesor Trelawney, za „świetne połączenie stanu teraźniejszego z jedzeniową wróżbą” – oczywiście pod warunkiem, że coś takiego istniało.
Muszę ci coś przyznać Zabini, masz NAPRAWDĘ nierówno pod sufitem. – powiedział uszczypliwie Draco, na co adresat  zrobił taką minę, jakby naprawdę zabolały Go słowa przyjaciela.
Po chwili cała trójka wybuchła dźwięcznym śmiechem. Osunęli się na podłogę i usiedli ramię w ramię, opierając się o łóżko Dracona.
Śmiali się parę minut, pozbywając się w ten sposób wszelkiej frustracji.
To była pewna cecha członków, chwalebnego domu Salazara Slytherina, o której mało kto wiedział. Nieważne jak wiele złych rzeczy wydarzyło się w twoim życiu, jak mocno doświadczył cię los, czy stąpasz twardo po ziemi, a może chodzisz z głową w chmurach. Może masz wiele trosk na głowie, obowiązki z którymi nie dajesz sobie rady mimo wielkich ambicji.
W Slytherinie nigdy nie będziesz  z tymi troskami sam, tu zawsze znajdziesz oddanych przyjaciół, którzy skoczyliby za tobą w ogień. Nieważne, jak zostaną przez ciebie zniechęceni, zrobią wszystko żeby wyciągnąć cię z grobu, który sam sobie kopiesz.
Wszyscy czarodzieje, słysząc to niepowtarzalne słowo – Slytherin, myślą o sprycie, przebiegłości i ambicji. Wszyscy zapominają o tym, co liczy się dla ślizgonów najbardziej – o prawdziwej przyjaźni, która trwa przez całe życie, mimo diametralnych różnic.

Kiedy cała trójka przestała się śmiać, siedząca po środku Jasmine wstała,wspierając się na ramionach przyjaciół.
- No dobrze, wy wyrośnięte dzieciaki. Zabawa, naprawdę dobrą zabawą, ale nasz Smoczek ma chyba poważną sprawę do naprawienia.
-Och… - westchnął chłopak o którym była mowa.
-No dalej Malfoy, nie bałeś się donieść Zakonowi o swojej misji, a strach cię obleciał przed zagadaniem do dziewczyny? Robiłeś to już setki razy! – Zabini próbował go zmotywować.
„Tyle, że to nie jest zwykła dziewczyna, chłopie.”- pomyślał blondyn.
W jednej chwili, Draco zebrał się w sobie i postanowił zrobić to, czego tak się bał, a co przyprawiło jego przyjaciołom powodów do irytacji i zmartwień.
„Nie jestem tchórzem tylko Smokiem. Oby to wypaliło!” – stwierdził w myślach, po czym wstał i powiedział:
-Zrobię to. Tylko dajcie mi już święty spokój, OK.?
Jasmine rzuciła mi się na szyję z radości.
-Mój odważny kuzynek, jestem taka dumna! – dała mu buziaka w policzek, a Blaise poklepał go po ramieniu.
Draco wygonił przyjaciół z pokoju, po czym zajął się poprawą swojego wyglądu.
Malfoy nie wyglądający bosko?
Nie ma mowy, zwłaszcza jeśli ma zaimponować twej niezwykłej dziewczynie!
Tymczasem Jasmine i Blaise zeszli po schodach do Pokoju Wspólnego, szepcząc sobie na ucho śmieszne uwagi dotyczące ich przyjaciela, tłumiąc co chwila wesoły chichot. W pomieszczeniu panowała martwa cisza, mimo że był prawie pełen. Widać, ślizgoni mieli przed chwilą niezłe słuchowisko.
Jednak przyjaciele udali, że nie zdają sobie z tego sprawy i dalej dyskutując szeptem usiedli na ich stałym miejscu – dużej, eleganckiej sofie, której tapicerka przypominała zielone łuski węża. Było to miejsce zajmowane przez „najważniejszych” ślizgonów.

Parenaście minut później, kiedy nasz kochany blond arystokrata stwierdził, że wygląda przyzwoicie, zszedł do Pokoju Wspólnego, rozmowy całego domu nagle się ożywiły.
Zachowywali pozory nieświadomych tego, co wydarzyło się chwilę temu, mimo że Draco doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo resztę ślizgonów ciekawi jego życie prywatne.
Spojrzał na pięcioosobową grupkę która siedziała teraz przy kominku, uśmiechając się tak, jakby dopiero co przefarbowali włosy Naczelnego Postrachu Hogwartu na buraczkowo, i byli bardzo z siebie zadowoleni.
Kiedy ruszył w stronę kamiennej ściany, natychmiast napotkał się z reakcją owej grupki.
Przyjaciele skandowali jego imię krzycząc : Draco Malfoy! Draco Malfoy!, a Jasmine i Matthew zaczęli krzyczeć : Uda ci się Smoku!.
Chłopak uśmiechną się pod nosem, tym sławnym w całym magicznym świecie emanującym pewnością siebie półuśmiechem.
„Mi ma się nie udać? Nigdy w życiu!”- krzyczała jego ambicja.

Przygotujcie się, bo Draco Malfoy powrócił w nowej, lepszej odsłonie do świata żywych!

~*~
Czekam na komentarze kochani czytelnicy!

Love, Jasmine Lestrange  :*