Hej, przepraszam za to, że tak długo nie dodawałam, ale nie mialam czasu, ani możliwości :( Całość pisana na telefonie, więc z góry przepraszam za błędy!
Chciałam zadedykować ten rozdział takiemu jednemu leniwemu, gryfonowi Aleksemu, który mam nadzieję, że weźmie się wkońcu za czytanie tego opowiadania! ;P
A teraz, miłego czytania! ♥
~*~
Znacie to uczucie? Jestem pewna że tak. Jakbyście unosili się w próżni, zewsząd ogarnia was idealna cisza i spokój.
Sen naprawdę, potrafi być zbawienny dla nerwów.
Gorzej natomiast, jeżeli twoi przyjaciele, sprytni a także niezrównoważeni psychicznie ślizgoni, postanowią cię obudzić na według nich, "zabawny i oryginalny" sposób!
Łatwo domyślić się, że Jasmine miała rozrywkowy poranek. Wcale nie obudził jej hałas, wrzask, woda czy też jasne światło. Poczuła dziwne, na swój sposób łaskotanie na całym ciele, było to niezwykle irytujące, więc otworzyła oczy i...
-AAA! Slytherinie! - wrzasnęła, odrazu podrywając się z łóżka, po którym pęzały dziesiątki niedużych węży.
Szybko odszukała swoją różdżkę i wycelowała ją, w przedstawicieli rodziny gadów.
-Finite! - wbrew zamieżonemu efektowi, węże uniosły się w powietrze i utworzyły napis:
"Komnata Tajemnic nie została otwarta, ale tak czy owak, miłego, pierwszego dnia w Hogwarcie!
Ps. Nie ponosimy odpowiedzialności za wywołaną irytację.
-S&D company!"
Po chwili gady znikły.
-No to się postarali. -stwierdziła Julie, którą obudziły wrzaski J. Leżała w swoim łóżku, z artystycznym nieładem na głowie i ustami ułożonymi w nieprzytomny uśmiech.
- Ja im się jeszcze za to odwdzięczę!- powiedziała kasztanowowłosa śmiertelnie poważnym tonem, jednak po chwili obie dziewczyny wybuchły perlistym śmiechem. Oczywiście nie miała takiego zamiaru, był to na swój sposób przejaw sympatii ze trony jej najlepszych przyjaciół. Jak mogłaby się na nich o to złościć?
~*~
Gdy weszła do Wielkiej Sali, oczy prawie wszystkich skupiły się na niej. No tak... Dalej była sensacją dla ciekawskich uczniów Hogwartu. Jasmine postanowiła jak najszybciej to zmienić. Nie miała konkretnego planu, po prostu chciała być sobą i nie brać do serca, obraźliwych uwag ludzi, którzy nawet nie zamienili z nią zdania. Napewno nie będzie to łatwe, nie udawać, być sobą za wszelką cenę. Bo jaka jest korzyść ze spokoju, jeśli nie jesteś prawdziwym sobą? Jaki jest sens cieszenia się z iluzji, którą stworzyło się dla innych, skoro nie czerpiesz z tego nic dla siebie? Przestajesz wiedzieć kim jesteś, gubisz się udając. Kto chciałby takiego losu?
Zamyślona, razem z Julie dołączyła do reszty ślizgonów, przy machoniowym stole.
-Widzieliscie? Nasz rok, ma prawie wszystkie lekcje z Gryfonami! Czy ci nauczyciele postradali zmysły? Przecież to oznacza ogólny chaos. - powiedział w stronę dwójki swoich najlepszych przyjaciół z roku Zabini.
-Aż tak ci to nie pasuje? - spytała jego siostra. - Bierz przykład ze Smoka, dla niego to nie problem. Pewnie już planuje jak obrazić Granger, lub zirytować Weasleya.
Oczy całej paczki skupiły się na jasnowłosym, którego w tej chwili, bardziej interesowały zdobienia, jednego ze złotch półmisków.
-Nie, nie i tak.- mrukną podnosząc wzrok.
-Znaczy co?- spytała nie inteligentnie Julie.
- To co słyszałaś. Nie, bo to jest dla niego problem. Kolejne nie, nie ma najmniejszego zamiaru jej obrażać. Na koniec tak, irytowanie Weasleya niegdy mu się chyba nie znudzi. - odpowiedziała Jasmine.
Wiedziała, że w ten sposób zaoszczędzi Draconowi niezręcznego unikania odpowiedzi i może zmusi go, do przyznania się,przed samym sobą, jak i swoimi przyjaciółmi do słabości wobec Gryfonki.
Julie już chciała coś odpowiedzieć, ale uprzedził ją ktoś inny.
- Ha! Ja już wszystko zrozumiałem.- Teodor cieszył się jak małe dziecko.- No to Smoku, co planujesz zrobić, żeby ją lepiej poznać?
- O co ci chodzi, Ted? Pleciesz od rzeczy, jak jakiś Gumochłon. - warkną Malfoy
- Powiem ci tyko tyle, że kiedy wypijesz za dużo Ognistej, to stajesz się bardzo wylewny, więc nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. - odpowiedział Teodor z firmowym, ślizgońskim uśmieszkiem.
- Według mnie, oboje powinniście zostać zamknięci na oddziale, dla psychicznie chorych w Św. Mungu. Idę po książki, chodź Diable! - odpowiedział, ciągnąc za sobą przyjaciela.
Po drodze, do drzwi Wielkiej Sali posłał tęskne spojrzenie miejscu, na którym od zawsze siedziała czekoladowooka gryfonka, które teraz było puste. "Pewnie jest już pod klasą..." - pomyślał, jak gdyby nigdy nic dyskutując z Zabinim o strategii ich szkolnej drużyny Quidditcha.
- W jednym się z nim zgodzę... jeśli siedzieć w psychiatryku, to tylko z tobą Jas! - stwierdził Teodor.
- To chyba oczywiste... piątka!
Jasmine i Teo pogratulowali sobie zaburzeń psychicznych, w tym czasie, Julie spokojnie jadła, uśmiechając się od ucha, do ucha i nie mogąc zrozumieć, jak to możliwe, że dwoje tak podobnych do siebie osób, nie jest ze sobą spokrewnione. Natomiast reszta siedzących przy stole uczniów, znajdywała w tym geście pokrzepienie, przed jakże przygnębiającą dla większości, pierwszą w tym roku szkolnym lekcją.
~*~
Jasmine zawsze uważała Historię Magii, za bardzo ciekawy przedmiot, uczyła się go z zainteresowaniem. Fascynowały ją, dzieje jej przodków, antyczne wojny, polityka i historyczni Madzy. Dlatego też, nie mogła zrozumieć faktu, że tak jak reszta uczniów umierała z nudów. Pogłoski o nauczycielu tego przedmiotu, niejakiemu profesorze Binnsie, okazały się prawdą. Głos ducha działał na umysły jego uczniów, w sposób odwrotny do zamieżonego....
-W drugiej bitwie Elfów, dowiedzieliśmy się o bardzo ważnej części ich steategii, o której opowiadałem już setki razy, ale nikt tego nie wie, bo wszyscy w tym czasie woleli zwyczajnie spać. Wracając do tematu, gdy przeciwnicy...
- Czy on musi tak przynudzać? Jeszcze chwila, a mózg zacznie mi się kurczyć. - szepną jej na ucho Jason.
- Nie wiem jak ty, ale ja czuję się, jak po zażyciu eliksiru Słodkiego Snu. - stwierdziła Jasmine, tłumiąc jednoczeście ziewnięcie.
-Dla mnie to jest bardziej, jak wywar Żywej Śmierci. - odpowiedział, a kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
Dwoje Ślizgonów leżało, oparte na łokciach na ławce i wymieniało szeptem uwagi, związane z ostatnią dzisiaj lekcją. Towarzystwo Jasona dobrze działało na jej samopoczucie, zwłaszcza że dzisiejszy dzień był dla niej dość ciężki. Wielu uczniów, nie akceptowało obecności Lestrange w Hogwarcie. Sporo osób traktowało ją chłodno, a niektórzy buczeli, gdy szła korytarzem. Jasmine jednak, nie dała po sobie poznać, jak bardzo bolało ją ich zachowanie, maska którą nosiła idealnie ukrywała wszystkie negatywne emocje. Momentami nawet Ona nie zdawała sobie z nich sprawy.
Tymczasem nauczyciel ciągnął dalej swój wykład, wyjątkowo monotonnym głosem.
- Bardzo ciekawym wątkiem historycznym jest kultura elfów, ich pieśni należą do najpiękniejszych w historii...
-Pff.. Jasne, ja tam mam inne poglądy w sprawie tego, co naprawdę piękne. - stwierdził szeptem Jason, patrząc na nią wymownie.
Na twarz Jas wypłyną delikatny rumieniec, uśmiechnęła się do niego zadziornie.
- Według mnie, nie ma nic piękniejszego od śpiewu Elfów. - odpowiedziała.
- Oj trochę by się tego znalazło, nawet nie wiesz co jest dla mnie takie piękne. - szepnął jej do ucha.
- W takim razie, co to takiego?
- Najpiękiniejsza jes...
-Koniec lekcju! Zapraszam na korytarz! - Usłyszeli tak wyczekiwane przez wszystkich słowa. Profesor Binns podniósł głos, by obudzić swoich uczniów.
Jason puścił kosmyk włosów J, który oplatał do tej pory wokół swojego palca, a cała klasa się ożywiła. Wyglądało to tak, jakby ktoś wyłączył pauzę, sala opustoszała w mgnieniu oka. Jasmine szła teraz w tłumie innych uczniów w stronę wyjścia z zamku. Jason gdzieś po drodze zniknął, w sumie, to dobrze. Świetnie wiedziała, co jest dla niego takie 'piękne'. To był słaby podryw, ale w jego wykonaniu całkiem zabawny, a to że nie zdążył powiedzieć wszystkiego bawiło ją dodatkowo. Jaamine została zahipnotyzowana, przez widok za oknem. Piękne soczysto zielone do tej pory błonia, na których wręcz roiło się od uczniów, z każdą chwilą coraz bardziej przypominały jej o jesieni. Liście na drzewach Zakazanego Lasu były już w niektórych miejscach żółte i pomarańczowe, jednak jej ulubione, o barwie krwistej czerwieni jeszcze się nie pojawiły. To była według niej, najlepsza pora roku. Piękna, tajemnicza, pełna uroku, orzeźwiająca i przede wszystkim magiczna Jesień. Już nie mogła doczekać się, kiedy z drzew zaczną spadać kasztany, które tak bardzo lubiła. Zapatrzona, ledwo usłyszała czyjś głos.
- Hej, Jasmine! - zawołał do niej zielonooki chłopak, stojący przy drzwiach do Wielkiej Sali. Każdy poznałaby te oczy, były drugim po bliźnie na jego czole, znakiem rozpoznawczym. Szanowny Pan Potter, machał do Lestrange, uśmiechając się szeroko i obejmując pewna rudowłosą osóbkę ramieniem. Większość uczniów była w szoku, jak Wybraniec mógł przyjaźnić się z tym potworem?
-"Zacznijcie się przyzwyczajać" - pomyślała, idąc w stronę dwójki Gryfonów z uśmiechem na ustach.
-Cześć Harry! Co słychać? - zagadnęła.
-Wszystko w porządku, chciałem przedstawić ci moją dziewczynę, Ginny Weasley. - powiedział całkowicie rozluźniony, czego nie można było powiedzieć o Jas.
Zbladła, patrząc przestraszona na niebieskooką. Dziewczyna miała długie, rude włosy, które każdemu kojarzyły się z wiewiórką, jej twarz,o delikatnych rysach, pokryta była małymi piegami a na pełne usta, układały się w delikatny uśmiech. Bez dwóch zdań, zasługiwała na miano pięknej.
- Spokojnie, Harry, Ron i Hermiona wszystko mi wytłumaczyli, jestem Ginny, ale przyjaciele mówią do mnie Gin. - powiedziała uśmiechając się ciepło.
Na twarz ślizgonki powróciły kolory. Również się uśmiechnęła. Cieszyło ją, że nie wszyscy, poza jej przyjaciółmi ją akceptują. To naprawdę miłe, mieć świadomość, że nie jest się samemu ze swoimi problemami.
- Cieszę się, że mogę cię poznać, jestem Jasmine, ale możesz nazywać mnie Jas. Jesteśmy na tym samym roku, prawda?*- odpowiedziała z ulgą w głosie.
-Tak, ale gryfoni u ślizgoni nie mieli jeszcze razem żadnej lekcji.
- To dziwne, ja praktycznie cały dzień spędziłem z twoimi przyjaciółmi, Jas. - wtrącił się Harry.
- Poczekaj do jutra, transmutację, eliksiry i OPCM będziemy miały razem. - powiedziała młoda Weasley, zerkając na swój plan zajęć.
Sala Wejściowa była prawie pusta, prawie wszyscy spędzali popołudnie na świeżym powietrzu, lub tak jak pewna czekoladowowłosa gryfonka, w bibliotece. Troje uczniów z dwóch ostatnich klas wybrało pierwszą opcję. Gdy tylko rozmawiając, przekroczyli mury zamku, oślepił ich blask promieni słonecznych. Kiedy ich oczy przyzwyczaiły się do jasnego światła, zobaczyli dziedziniec, pełny nastoletnich uczniów. Jedni czytali opasłe tomy, inni siedzieli na ławkach w grupach przyjaciół śmiejąc się i rozmawiając, jeszcze inni grali w przeróżne czarodziejskie gry, lub umilali sobie wolny czas, przy pomocy produktów z Magicznych Dowcipów Weasleyów. Jasmine zachwycała ta różnorodność, każdy był inny, oryginalny w tym co robił. Życie które teraz wiodła, zupełnie różniło się od tego, sprzed tak niedawna. Świat czarodzieji odżył już, po czasach terroru Lorda Voldemorta. Jednak, mimo że czas leczy rany, po przeszłości pozostają blizny. W oczach wielu widoczny był smutek, niektórzy co chwila rozglądali się wokoło, wypatrując jakiego kolwiek zagrożenia. Psychika wielu z tych, młodych ludzi bardzo ucierpiała i tylko czas może im pomóc. Kolejny raz tego dnia, tak się zamyśliła, że prawie nie wpadła na jedno z drzew rosnących po dróżce którą szli w dół błoni.
- Hej ziemia do Lestrange! Nad czym się tak zamyśliłaś? - spytał wesoło gryfon, o kruczoczarnych włosach.
- Przepraszam. Myślałam o nich wszystkich. - powiedziała wskazując uczniów wylegujących się na trawie.- Czas leczy rany, ale przeszłośc zostawia nam blizny. - dodała.
Myślała, że nie będą wiedzieli o co jej chodzi, ale ku swojemu zaskoczeniu odrazu zobaczyła w ich oczach zrozumienie.
- Dlatego dobrze, że mamy dużo czasu, po wojnie wszyscy go potrzebujemy. - powedziała rudowłosa.
- Koniec z tymi ponurymi tematami moje Panie! Porozmawiajmy o czymś miłym. - zawołał Potter, chcąc odciągnąć ich myśli od przygnębiających wspomnień.- Interesujesz się może Quidditchem Jas?
- No jasne, kibicuję Harpiom! - odpowiedziała.
- To mamy coś wspólnego! Tylko nie mów o tym mojemu bratu, wciąż wieży, że Armaty z Chudley wygrają mistrzostwa. - powiedziała szczęśliwa Gin.
- Zaczynam się zastanawiać, czy Rona nie dopadły gnębiwtryski. - westchną zbawca czarodziejskiego świata. Ruda zaśmiała się, a brunetka spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Gnębiw.. co? - spytała.
- Jeszcze się dowiesz, ja nie dam rady, ci tego wytłumaczyć. - stwierdził chłopak, a Ginny tylko wzruszyła ramionami.
- Na niektóre żeczy warto czekać. - powiedziała gryfonka, widząc zniecierpliwienie na twarzy czekoladwookiej.
Ta przyznała jej rację i usiadła na trawie, para odrazu do niej dołączyła. Nic nie mówili, tylko podziwiali piękno rozpościerającego się przed nimi widoku. Soczysto zielone błonia, pełen tajemnic las, piękne jezioro, o szafirowej barwie i zbocza, otaczających zamek gór. Całość skąpana w promieniach ciepłego, zachodzącego już słońca, które próbowały dotrzeć nawet, do nieprzebranych głębin hogwarckiego jeziora. Widok, dla każdego godzien zapamiętania.
~*~
Mam nadzieję że rozdział wam się podobał! Jeszcze raz przepraszam, że musieliście tyle czekać. ;/ Nic nie poradzę. Akcja rozwija się powoli, wiem, ale mam nadzieję, że was nie nudzę :P
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
*w moim opowiadaniu, wszyscy powtarzają rok, kiedy szkołą rządzili śmierciożercy, bo uczono ich zupełnie inaczej. Dlatego Ginny i Luna są na roku z Jasmine.
Pozdrawiam was kochani!
Jasmine ♥